Wiem, co właśnie robisz. Mogę leżeć tak godzinami, topić się w ciemnościach, leżeć bezwładnie z telefonem pod uchem i słuchać. Nawet nie Twoich słów, a Twoich westchnień, głębokich oddechów i hałasu, który robisz szukając zapalniczki wychodząc na zewnątrz z papierosem. Nie chcę nic mówić, wiem że boisz się każdego pojedynczego słowa, które może wydostać się z moich ust. Nie mówię już językiem, który oboje znaliśmy doskonale i którym tylko my dwoje się posługiwaliśmy. I nie - nie dlatego, że już go nie znam, a dlatego, że uczę się go zapominać. Nie mogę zasnąć, znów gwałcisz mój spokój i jestem prawie pewna, że Twoja miłość i wyobrażenia o niej stają się moją osobistą tragedią. Ty przecież zawsze szukasz czerni w tęczy i wiem, że jeśli jej nie znajdziesz to sam namalujesz ją na całym niebie. Moim niebie. A ja muszę zrobić wszystko, by więcej Ci na to nie pozwolić i nie dać się ogłupić Twoim oczom.
Wydam z siebie trochę smutku, wydam trochę grzechu.