piątek, 24 grudnia 2010

Kings & queens of promise


Noc ma dzisiaj oddech ciężki, zimny. Tęskni.



To z tobą, w tobie, wśród aksamitnych wzgórz,
niebotycznie szczęśliwie było nam. 



Break me, shake me, please.

wtorek, 7 grudnia 2010

Light me up a cigarette and put it in my mouth.

Jesteśmy dzisiaj trudni, zmęczona nibymiłość wygania nas z naszego domu, chcąc jedynie odpocząć w samotności. A nic tak nie wprawia w drżenie mojego ciała, jak paniczny strach przed tym, że możesz już nigdy nie znaleźć sposobu, ażeby dostać się tu z powrotem. Moje ulubione słońce wybuchło, mój kosmos się wyładował.
Odrobinę tragicznie, mała scena mordu w ciemnym, pustym kinie. 



Więc zapal mi papierosa i włóż do moich ust, bo mogę wymyślić tysiąc powodów, dla których nie wierzę w Ciebie i we mnie.




I    a m     n o t     Y o u r s     a n y m o r e .

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Running

Łeb napieprza mnie cały dzień, który zaczął się dość wcześnie, a może wczorajszy w ogóle się nie skończył, nie wiem - straciłam rachubę.

I nim cokolwiek nieoczekiwanego znowu powiem, pomyślę o tym, co jest od dłuższego czasu dla mnie najważniejsze.





No sleeping at night.
Why can't We just rewind?

piątek, 26 listopada 2010

Can I fill you up with my emptiness tonight?

Mój chwilowo, niebezpiecznie uśpiony rozum potrzebuje wiadra z zimną wodą! Jestem poza kontrolą, mechanizm hamulcowy mojego ego postanowił być niezależny. Hej! Jestem tu.





Nie chcę zimy, jesień powinna być wieczna. 





czwartek, 18 listopada 2010

Coma black

W wielkim skrócie pisząc, ostatnio dużo się tu działo. Wróciłam tam, z nadzieją, czy bez, żeby ponownie przeżyć tę samą historię, od nowa, boleśniej, choć powinnam już wiedzieć, być ostrożna. Jednakże jak widać nie należę do ludzi, którzy uczą się na błędach, wręcz przeciwnie - wiem, że robiłabym to samo w nieskończoność. To nie kwestia tych wszystkich obietnic samej sobie, kiedy to się przytrafia, widzę jaka jestem słaba, czuję jak obrywa ze mnie wszystkie siły po kolei, wszystko wokół traci swój naturalny kształt, niebo wydaje się być na wyciągnięcie ręki, a drzewa szumią melodię jego imienia.
Wrócił, rozmawialiśmy, zwyczajnie, jakby tamten czas nie istniał, jakbyśmy się nie znali, jakby łączyło nas jedynie to, że stąpamy po tej samej ziemi. Zapomniałam już, jak lubiłam jego słowa, jak każde z nich było najpiękniejszą piosenką. Zapomniałam też o innych rzeczach, mój mózg świadomie zapisał w pamięci jedynie te obrazy, które jak nic na świecie, mają moc kruszenia mojego serca. I tak, pewnie przez moment łudziłam się, że możesz zostać ze mną dłuższą chwilę, może nawet wieczność, moja naiwność nie zna granic, jest kuloodporna.
Mam wrażenie, że czas jednak uległ i w końcu zawrócił, choć w nieodpowiednim momencie, to nie mam mu tego za złe. Całe rozgoryczenie zmył ze mnie wczorajszy deszcz, kiedy przemierzałam nasze ulice. Idę dalej bez strachu, bez obaw, bez lęku. Dużo się nauczyłam, to było pewnego rodzaju lekcją, mającą na celu ukazanie mi prawdziwej rzeczywistości, bez wszystkich zbędnych krzywych luster. 
Zawsze będę o tym pamiętać. To żyje swoim życiem wewnątrz mnie, to jest mną.

niedziela, 7 listopada 2010

What You wanted?

Jeśli to jest wszystko, co potrafię zobaczyć, to równie dobrze mogłabym być ślepa. Równie dobrze mogłabym nie mieć serca, bo co za różnica, kiedy teraz jest tylko lodowatą, potłuczoną popielniczką? 

środa, 3 listopada 2010

YOUYOUYOU

Cholerne ćmy w brzuchu, ponadto myślenie o Tobie stało się poranną i wieczorną modlitwą. I nawet w ciągu dnia modlę się przez Ciebie za dużo, za gorliwie.
 I mam ochotę pogryźć ściany, nie mogę zasnąć, a Ty dziwisz się dlaczego. 
Wszystko jedno, to nieważne, ja jestem zawsze tam, spieprzę to. Zawsze wszystko pieprzę.


B u t   I ' m   a   S u p e r g i r l   a n d   S u p e r g i r l s   d o n ' t   c r y  ,
B u t   I ' m   a   S u p e r g i r l   a n d   S u p e r g i r l s   j u s t   f l y .



564.
Impreza w mózgu, chaos niekontrolowany,
ERROR, ERROR!
m ę t l i k .

piątek, 29 października 2010

It's all over

Płoną fotografie, zapalił się spokój, w zimnym ogniu giną słodkie kwietniowe podszepty zmieszane z rewolucyjnym chaosem. I słucham naszym piosenek, one mówią do mnie Tobą, czujemy się znów, za blisko. Powietrze gęstnieje, rozmrażam się. Nie mówię nic, wygodniej tak.

I could bind, your beautiful wrists,
and shut, your beautiful eyes,
with the drugs, with the drugs, with the drugs.
and kick, your beautiful doors in,
o shame, on your beautiful friends,

cos it's all over,
it's all over.



Nothing, notging, nothing here.

sobota, 23 października 2010

Tonight, tonight

Chciałabym znaleźć sposób, by jakkolwiek wskrzesić w sobie tamtą Sarah, ale całkiem prawdopodobne, że jedyna na to szansa zgubiła się poza moim zasięgiem, podróżuje samotnie lub nie w odległej próżni. A już widziałam wieczność idącą z nami za rękę, białe poranki pełzające po gorącej skórze.






wtorek, 12 października 2010

Nowhere

Jedna melodia, a cały ten czas pojawia się tu. Jakby ktoś kiwnął palcem, ot tak. Nie lubię.
Nie ma Cię, a ciągle jednak jesteś zbyt pewnie, za dużo.

I co teraz, hmm?

poniedziałek, 4 października 2010

Rain

Nie pamiętam dokładnie o czym malowały się tamte bajki. Świtają mi pojedyncze, krótkie sceny, budzę się. Były listy w czarnych kopertach, nocne przejażdżki samochodem, były nawet mordercze walki z niewidzialnym szkłem, które w ostateczności okazało się być lepszym zawodnikiem.
A dzisiaj jesień, dzień numer 536, czas jest zabójcą doskonałym. Nie leczy ran, nie przyzwyczaja też do bólu. Jest moim wrogiem, nie potrafię nad nim zapanować, Ty też nie. I nie chcę wierzyć, że to może być jedyna rzecz, która dzisiaj nas łączy. 
I gdybym tylko mogła, zmieniłabym bieg ziemi, zmieniłabym wszystko. Skumulowałabym w sobie dostateczną ilość ciepła, skleiłabym wszystkie Twoje słodkie słowa w niewielką kulę i przyszyłabym ją sobie w miejscu serca.  Od ponad pół roku wynajmuję swoje myśli obawom, lękom, fobiom i Tobie. Ratujesz je, oczyszczasz mój umysł. Może to bezpodstawne już, dotąd nieznane mi, bezwarunkowe, jednakże tak silne uczucie określa się słowem, którego tak panicznie się boję i przed którym tak niebezpiecznie uciekam?

Augustana. Wróciło mi, znowu.

środa, 29 września 2010

Underwater

Nie zależy mi, jeszcze nigdy obojętność nie przenikała mnie tak dokładnie, z tak wygórowaną precyzją. Nawet wspomnienia smakują mi dzisiaj nader bezbarwnie, dotykam je bez emocji, bez specjalnie istotnych myśli. Czuję jakbym upadła na dno suchej studni i obserwowała wszystko nieruchoma, sparaliżowana, bez jakichkolwiek szans na uczestniczenie w tym, co dzieje się wysoko nade mną. Pokrywają mnie jesienne liście, mieszam się z ich charakterystycznym zapachem, powoli mnie nie ma.
Ale to zdaje się być takie nieważne, kiedy jest mi wszystko jedno.

Z a s y p i a m .

poniedziałek, 20 września 2010

Dosed

Typowo jesienne pożegnanie. Ładne słowa przesiąknięte chłodnym wiatrem, przenikającym na wylot każdy nerw, każdą, nawet najmniej czułą część ciała. 
Pękło szkło. 




W tym całym braku uczuć, rozrywa mnie ich nadmiar.

niedziela, 12 września 2010

Soul to squeeze

Najmniej wyczekiwany stan umysłu panoszy się w moim pokoju, siada na przeciw mnie i zadaje mi nader trudne pytania. Rozbijam wszystkie ściany po kolei kamiennym wzrokiem, zamraża się we mnie spokój, udostępniając miejsce ciężkim niepewnościom.
Spijam krew z wyszczerbionych filiżanek, nie dławię się. Oddycham Tobą.

Daj mi więc chwilę na dopisanie kolejnych wątłych wersów historii tak dalekiej od zakończenia.

czwartek, 9 września 2010

No way back

Papieros i widok budzącego się dnia zaciągają mnie do łóżka z nostalgią. Coraz częściej sypiam z tęsknotą, ze snami, które ofiarowano mi, skąpiąc jednocześnie Ciebie. Budzę się, otwieram szybko zamglone jeszcze oczy, jestem tutaj. Szukam samej siebie na obrazach, jakie mój mózg wyświetla na tych pustych ścianach.
Chyba już nie boję się tego powiedzieć, nie chcę uciekać przed prawdą, choć jest ona niezrozumiała i zupełnie bezpodstawna - brakuje mi Ciebie, Twoich słów, Twojego specyficznego poczucia humoru, nocy spędzanych na rozmowach o wszystkim i niczym, a także naszej wspólnej ciszy. 
To nie takie proste zapomnieć o tym, co wypełniało przez chwilę nasze życie, nie łatwo tak po prostu zamknąć drzwi i wyjść bezpowrotnie. 

wtorek, 7 września 2010

LET ME SIGN

Może tak jest lepiej. Może w tym też jest dokładnie strzeżona i ukryta przed światem jakaś cenna nauka. Ktoś kiedyś powiedział, że ból uszlachetnia, poszerza horyzonty, otwiera oczy i pozwala widzieć więcej. Nie wiem, ile w tym prawdziwości, nie zastanawiam się. Teraz muszę iść dalej, nie mogę stracić ani jednej chwili, na pewno nie na rzeczy, które zatrzymały się za moimi plecami.
Pół mnie, pół Ciebie, to ciągle zbyt nieproporcjonalnie.

Powinnam iść spać, jestem zmęczona bieganiem do szkoły, czekaniem na autobus, brutalnością własnych myśli, oraz wieloma innymi rzeczami, z pozoru błahymi.

A tak swoją drogą, to zaskakujące, że ludzie uważają się za tak wartościowe jednostki, komentując cudzą inność, ale jak wiadomo - inność rodzi złość, w dzisiejszych czasach najłatwiej być dresem tudzież plastikową lalą. Ludzie o odmiennej okładce z góry są skazani na wszelkiego rodzaju negowanie, potępianie. A czy to przypadkiem nie chodziło o to, by odkryć siebie i sobą pozostać? 
Zadziwiające, że ludzie są skłonni wierzyć, że liczę się z ich opinią i ma ona na mnie jakikolwiek wpływ. Otóż nie, liczę się jedynie z ludźmi z którymi łączą mnie szczególnie wyjątkowe więzi. Reszta jest dla mnie jedynie marną częścią systemu. 
To smutne, że świat na naszych oczach traci na wartości, podupada mentalnie, zakłamanie go niszczy i zabija. 

Odwagi ludzie, nie bójmy się być sobą.

UNCOOL

Wspomnienia rozpuszczają moją metalową duszę, posiadają działania cudownego leku na każdą mentalną dolegliwość. Popijam je gorącą kawą, która chcąc wyrwać mnie z tego amoku - parzy mi usta. Niezdrowo jest bowiem cofać się do wcześniejszych dat, w poszukiwaniu dawno utraconych spojrzeń, dotyków, uśmiechów porannych, wieczornych, każdych. Ciągle zabija mnie ta chora skłonność do podejmowania bezsensownych prób wskrzeszenia dwóch spalonych serc, z których pył osiadł na mnie i choćbym bardzo chciała - nie potrafię się go pozbyć. To zaklęcie, to czary, to magia. To absurdalne ginąć milion razy na sekundę, to abstrakcyjne czuć to, co ja czuję i mimo wszystko nie wracać tam.
Idę. Wiatr jest moim sprzymierzeńcem, walczymy po tej samej stronie, pcha mnie do przodu, nie pozwala mi stać w miejscu. Odrywa moje stopy od ziemi, czyni mnie leciutką, zapominam się. Ale nawet w oto tym cudownym zapomnieniu musi pojawić się moment, w którym zachłysnę się powietrzem, a Ty będziesz stał obok mnie z tym pełnym troski uśmiechem i nic nie mówiąc, po prostu będziesz. A całą pustkę znowu zapełni Twój gorący oddech, Twoje bezkresne ciepło, Twój hipnotyzujący zapach.
Lubię wspominać, lubię o Tobie pamiętać. Jestem naznaczona Twoim imieniem, noszę Cię wewnątrz.


A moje oczy są Twoje, jeśli chcesz - bierz, strach jest bzdurą.


- Ale to wszystko, choć piękne, jest zbyt toksyczne. Znowu karmię się błędnej wiary spalinami.

sobota, 4 września 2010

FRIDAY NIGHT

Może za pomocą słów niepotrzebnie jest budować wyższe bariery, ostatnio nie lubuję się w biegach z przeszkodami, ostatnio rzucam się na głębokie wody - tonę. Jest coś dziwnego za tym niemożliwym do przebicia szkłem. Są długie listy w czarnych kopertach, są wołające o pomoc cisze, niepewność wzdrygająca się na dźwięk Twojego imienia. Nie wierzę jednak w nowe początki, tym bardziej nie wierzę w końce. Znowu to robię, gloryfikuję Cię ze wszystkich sił, obłaskawiam - to uczucie jest ślepe, nieme, brudne. A jednak tak niemożliwe do zniszczenia.
Wszystko ma jakiś pieprzony sens. W drodze powrotnej dostrzegam więcej, aniżeli do tej pory. Kiedyś wydawało mi się, że świat nosi moje imię, że jestem jego główną częścią. Dzisiaj jestem innym człowiekiem, niewykluczone, że dzięki Niemu właśnie. Poza czubkiem własnego nosa, widzę ludzi. Nieszczęśliwych, pozbawionych odwagi ludzi?
Nie odwracam wzroku wstecz, niewzruszenie idę dalej, gdy obrazki tamtych czasów odbijają się od horyzontu.

 

wtorek, 31 sierpnia 2010

TO HELL AND BACK

Dobrze jest czuć, że całe to toksyczne uczucie zmył z Ciebie wczorajszy deszcz, podczas długiego spaceru. Jest tak, jak gdyby cała iluzja rozproszyła się w jaskrawym świetle, zdumiewające, że ta rzeczywistość smakuje tak słodko, nie przypuszczałabym? A jednak wszystko znowu wydaje się być ulotne. Czasami mam wrażenie, że mam zbyt dziurawe dłonie - wszystko wymyka mi się z nich, nim zdołam się tym wystarczająco nasycić. I nawet nie widzę w tym wszystkim moich błędów. Przecież zachowuję się książkowo, chwytam dzień, egzystuję wszystkie chwilę, łapczywie spijam z nich to, co najcenniejsze, to, co jest w stanie do pełna zaspokoić mój porcelanowy umysł.
Mimo wszystko, każda rzecz teraz wydaje się nie mieć najmniejszego znaczenia. Mam nadzieję po prostu stać się kiedyś właścicielką magicznej różdżki, zaczarować tę cichą ciągle nieobecność, zatopić cały świat w woni babcinych perfum i nie pozwolić, by to znowu się powtórzyło. 

Tymczasem wracam do czasów, w których zamiast tego, co potocznie nazywa się sercem, miałam jedynie małą kostkę lodu. Egocentryzm zdaje się być atrakcyjniejszy. Nadmiar dbania o inne szczęście, niż moje wyssał ze mnie zbyt sporo sił. Ale znowu oddycham i pozwalam temu bezpowrotnie odejść. Nie ma mnie tam, a ostatni list zostawiłam Ci na łóżku. 

Teraz tylko ja, kawa i ja.


czwartek, 19 sierpnia 2010

STRACH ROMANTYCZNY

Zaskakujące, jak bardzo potrafimy się zmieniać pod wpływem chwil, w których nasze serca, nasze najsilniejsze uczucia zostają bezlitośnie zmiażdżone głazem rzeczywistości. Rzeczywistości, która potrafi być nader ciężka. Brakuje mi ostatnimi czasy głębokiego oddechu i nadziei, którą spożytkowałam na wiarę w to, że ją mam. Jestem słaba, porywa mnie byle wietrzyk, byle podmuch przedostaje się do wnętrza mojego ciała, wysusza ze mnie krew - moja dusza staje się wrakiem, a niegdyś słodkie Twoje słowa, dzisiaj mają przesadnie cierpki smak. Trwam w jakimś psychopatycznym letargu, rzucam się myślami, staram się otworzyć szeroko oczy, wstać, uszczypnąć i przekonać o tym, że to był tylko zły sen. Ale to nie tak, jest na opak, mój kolorowy, pełen bezpodstawnej euforii świat przewrócił się do góry nogami, zwyczajnie zniknął pod kocem uszytym z niemożliwej tęsknoty, poplamionym tu i tam krwią z pozagryzanych warg. I ten pokój. Dotąd był azylem, oazą spokoju, miejscem wytchnienia, kryjówką przed światem i Tobą, zwłaszcza Tobą. Dziś widzę Cię wszędzie. Tempo wpatruję się w ściany, w sufit, w okno. Na ścianie siedzisz z tą swoją wdzięczną miną, rzucając we mnie uśmiechami, z wzrokiem pełnym bezinteresownej, delikatnej miłości. Na suficie spacerujemy razem ciemnymi ulicami, donikąd, trzymasz mnie za rękę, prawie nigdy jej nie puszczasz. A za oknem prowadzimy dialogi o przyszłości, która trwa teraz, która dzisiaj nie ma żadnego znaczenia, na przestrzeni czasu podupadła na wartości, nie sądzisz? 
Wariuję, szaleję, tracę realny kontakt z przestrzenią rozlegającą się wokół mnie. Pamiętam, jak ktoś kiedyś powiedział, że "czas leczy rany" - uwierzyłam. Dzisiaj, kiedy upłynęło tak wiele dni, słowa te są dla mnie morałem nieudanej bajki, mającej na celu mydlenie nam oczu, bo tak łatwiej.