środa, 29 września 2010

Underwater

Nie zależy mi, jeszcze nigdy obojętność nie przenikała mnie tak dokładnie, z tak wygórowaną precyzją. Nawet wspomnienia smakują mi dzisiaj nader bezbarwnie, dotykam je bez emocji, bez specjalnie istotnych myśli. Czuję jakbym upadła na dno suchej studni i obserwowała wszystko nieruchoma, sparaliżowana, bez jakichkolwiek szans na uczestniczenie w tym, co dzieje się wysoko nade mną. Pokrywają mnie jesienne liście, mieszam się z ich charakterystycznym zapachem, powoli mnie nie ma.
Ale to zdaje się być takie nieważne, kiedy jest mi wszystko jedno.

Z a s y p i a m .

poniedziałek, 20 września 2010

Dosed

Typowo jesienne pożegnanie. Ładne słowa przesiąknięte chłodnym wiatrem, przenikającym na wylot każdy nerw, każdą, nawet najmniej czułą część ciała. 
Pękło szkło. 




W tym całym braku uczuć, rozrywa mnie ich nadmiar.

niedziela, 12 września 2010

Soul to squeeze

Najmniej wyczekiwany stan umysłu panoszy się w moim pokoju, siada na przeciw mnie i zadaje mi nader trudne pytania. Rozbijam wszystkie ściany po kolei kamiennym wzrokiem, zamraża się we mnie spokój, udostępniając miejsce ciężkim niepewnościom.
Spijam krew z wyszczerbionych filiżanek, nie dławię się. Oddycham Tobą.

Daj mi więc chwilę na dopisanie kolejnych wątłych wersów historii tak dalekiej od zakończenia.

czwartek, 9 września 2010

No way back

Papieros i widok budzącego się dnia zaciągają mnie do łóżka z nostalgią. Coraz częściej sypiam z tęsknotą, ze snami, które ofiarowano mi, skąpiąc jednocześnie Ciebie. Budzę się, otwieram szybko zamglone jeszcze oczy, jestem tutaj. Szukam samej siebie na obrazach, jakie mój mózg wyświetla na tych pustych ścianach.
Chyba już nie boję się tego powiedzieć, nie chcę uciekać przed prawdą, choć jest ona niezrozumiała i zupełnie bezpodstawna - brakuje mi Ciebie, Twoich słów, Twojego specyficznego poczucia humoru, nocy spędzanych na rozmowach o wszystkim i niczym, a także naszej wspólnej ciszy. 
To nie takie proste zapomnieć o tym, co wypełniało przez chwilę nasze życie, nie łatwo tak po prostu zamknąć drzwi i wyjść bezpowrotnie. 

wtorek, 7 września 2010

LET ME SIGN

Może tak jest lepiej. Może w tym też jest dokładnie strzeżona i ukryta przed światem jakaś cenna nauka. Ktoś kiedyś powiedział, że ból uszlachetnia, poszerza horyzonty, otwiera oczy i pozwala widzieć więcej. Nie wiem, ile w tym prawdziwości, nie zastanawiam się. Teraz muszę iść dalej, nie mogę stracić ani jednej chwili, na pewno nie na rzeczy, które zatrzymały się za moimi plecami.
Pół mnie, pół Ciebie, to ciągle zbyt nieproporcjonalnie.

Powinnam iść spać, jestem zmęczona bieganiem do szkoły, czekaniem na autobus, brutalnością własnych myśli, oraz wieloma innymi rzeczami, z pozoru błahymi.

A tak swoją drogą, to zaskakujące, że ludzie uważają się za tak wartościowe jednostki, komentując cudzą inność, ale jak wiadomo - inność rodzi złość, w dzisiejszych czasach najłatwiej być dresem tudzież plastikową lalą. Ludzie o odmiennej okładce z góry są skazani na wszelkiego rodzaju negowanie, potępianie. A czy to przypadkiem nie chodziło o to, by odkryć siebie i sobą pozostać? 
Zadziwiające, że ludzie są skłonni wierzyć, że liczę się z ich opinią i ma ona na mnie jakikolwiek wpływ. Otóż nie, liczę się jedynie z ludźmi z którymi łączą mnie szczególnie wyjątkowe więzi. Reszta jest dla mnie jedynie marną częścią systemu. 
To smutne, że świat na naszych oczach traci na wartości, podupada mentalnie, zakłamanie go niszczy i zabija. 

Odwagi ludzie, nie bójmy się być sobą.

UNCOOL

Wspomnienia rozpuszczają moją metalową duszę, posiadają działania cudownego leku na każdą mentalną dolegliwość. Popijam je gorącą kawą, która chcąc wyrwać mnie z tego amoku - parzy mi usta. Niezdrowo jest bowiem cofać się do wcześniejszych dat, w poszukiwaniu dawno utraconych spojrzeń, dotyków, uśmiechów porannych, wieczornych, każdych. Ciągle zabija mnie ta chora skłonność do podejmowania bezsensownych prób wskrzeszenia dwóch spalonych serc, z których pył osiadł na mnie i choćbym bardzo chciała - nie potrafię się go pozbyć. To zaklęcie, to czary, to magia. To absurdalne ginąć milion razy na sekundę, to abstrakcyjne czuć to, co ja czuję i mimo wszystko nie wracać tam.
Idę. Wiatr jest moim sprzymierzeńcem, walczymy po tej samej stronie, pcha mnie do przodu, nie pozwala mi stać w miejscu. Odrywa moje stopy od ziemi, czyni mnie leciutką, zapominam się. Ale nawet w oto tym cudownym zapomnieniu musi pojawić się moment, w którym zachłysnę się powietrzem, a Ty będziesz stał obok mnie z tym pełnym troski uśmiechem i nic nie mówiąc, po prostu będziesz. A całą pustkę znowu zapełni Twój gorący oddech, Twoje bezkresne ciepło, Twój hipnotyzujący zapach.
Lubię wspominać, lubię o Tobie pamiętać. Jestem naznaczona Twoim imieniem, noszę Cię wewnątrz.


A moje oczy są Twoje, jeśli chcesz - bierz, strach jest bzdurą.


- Ale to wszystko, choć piękne, jest zbyt toksyczne. Znowu karmię się błędnej wiary spalinami.

sobota, 4 września 2010

FRIDAY NIGHT

Może za pomocą słów niepotrzebnie jest budować wyższe bariery, ostatnio nie lubuję się w biegach z przeszkodami, ostatnio rzucam się na głębokie wody - tonę. Jest coś dziwnego za tym niemożliwym do przebicia szkłem. Są długie listy w czarnych kopertach, są wołające o pomoc cisze, niepewność wzdrygająca się na dźwięk Twojego imienia. Nie wierzę jednak w nowe początki, tym bardziej nie wierzę w końce. Znowu to robię, gloryfikuję Cię ze wszystkich sił, obłaskawiam - to uczucie jest ślepe, nieme, brudne. A jednak tak niemożliwe do zniszczenia.
Wszystko ma jakiś pieprzony sens. W drodze powrotnej dostrzegam więcej, aniżeli do tej pory. Kiedyś wydawało mi się, że świat nosi moje imię, że jestem jego główną częścią. Dzisiaj jestem innym człowiekiem, niewykluczone, że dzięki Niemu właśnie. Poza czubkiem własnego nosa, widzę ludzi. Nieszczęśliwych, pozbawionych odwagi ludzi?
Nie odwracam wzroku wstecz, niewzruszenie idę dalej, gdy obrazki tamtych czasów odbijają się od horyzontu.