Czytam z jego oczu, jak z elementarza, w którym litery osiągają największy z możliwych rozmiarów. Deszcz tak ładnie pachnie, wilgotne powietrze łagodnie przemierza drogę przez nozdrza. Zrobiło się trochę spokojniej, mam czas by wyhamować, zatrzymam się na krótki moment. Staram się nie odwracać głowy wstecz, wmawiając sobie, że szkło po którym właśnie biegnę, to nie szkło, a delikatna pianka, którą nie sposób się skaleczyć.
Niechże mijają wszelakie upiorności i niechaj nie starczy im odwagi, by tu wracać.
Powiedz mi, czy istnieje coś lepszego niż to?