piątek, 19 listopada 2021

Kilka wersji roboczych z ostatnich lat. Nie mialam przeciez polskich znakow, nie mialam lata caly rok, cale wieki, a i dzien zamienial sie z noca raz na dwadziescia cztery godziny, swit przychodzil zbyt wczesnie a sen zbyt pozno. Nic nie jest jak uprzednio, choc niektore rzeczy we mnie pozostaja bez zmian. Ku (zadnemu) zaskoczeniu wciaz jestem dziewczyna z kieliszkiem wina, choc juz bez papierosa w dloni, wciaz romantyzuje kazdy bol i pozwalam kwitnac mu we mnie choc systematycznie podcinam mu suche listki. Wciaz troszcze sie o swoje leki choc czesciej tule je do snu, by zajac sie soba, by dac im odpoczac. I wciaz dom swoj we mnie maja tesknoty choc nie takie same, ktore znalam do niedawna. Odkrylam taki rodzaj deficytow, ktorych nie zastapie nowym kochankiem. I nie dlatego, ze doswiadczam milosci lepszej niz niebo, a dlatego, ze tym razem brakuje czegos wiecej. I to wiecej to Ty, Wy razem, Wasze rozesmiane twarze rano na ganku, nasze rozmowy o wszystkim i o niczym, i zwykle - najniezwyklejsze teraz wyprawy po papierosy, ogorki czy rybki do akwarium. Sa takie rany, ktorych czas nie zabliznia, sa rany w takich miejscach, ze otwieraja sie od nowa - na zgieciach wspomnien. 



Ktos mnie tu jeszcze pamieta?


                                            / P.