wtorek, 31 sierpnia 2010

TO HELL AND BACK

Dobrze jest czuć, że całe to toksyczne uczucie zmył z Ciebie wczorajszy deszcz, podczas długiego spaceru. Jest tak, jak gdyby cała iluzja rozproszyła się w jaskrawym świetle, zdumiewające, że ta rzeczywistość smakuje tak słodko, nie przypuszczałabym? A jednak wszystko znowu wydaje się być ulotne. Czasami mam wrażenie, że mam zbyt dziurawe dłonie - wszystko wymyka mi się z nich, nim zdołam się tym wystarczająco nasycić. I nawet nie widzę w tym wszystkim moich błędów. Przecież zachowuję się książkowo, chwytam dzień, egzystuję wszystkie chwilę, łapczywie spijam z nich to, co najcenniejsze, to, co jest w stanie do pełna zaspokoić mój porcelanowy umysł.
Mimo wszystko, każda rzecz teraz wydaje się nie mieć najmniejszego znaczenia. Mam nadzieję po prostu stać się kiedyś właścicielką magicznej różdżki, zaczarować tę cichą ciągle nieobecność, zatopić cały świat w woni babcinych perfum i nie pozwolić, by to znowu się powtórzyło. 

Tymczasem wracam do czasów, w których zamiast tego, co potocznie nazywa się sercem, miałam jedynie małą kostkę lodu. Egocentryzm zdaje się być atrakcyjniejszy. Nadmiar dbania o inne szczęście, niż moje wyssał ze mnie zbyt sporo sił. Ale znowu oddycham i pozwalam temu bezpowrotnie odejść. Nie ma mnie tam, a ostatni list zostawiłam Ci na łóżku. 

Teraz tylko ja, kawa i ja.


czwartek, 19 sierpnia 2010

STRACH ROMANTYCZNY

Zaskakujące, jak bardzo potrafimy się zmieniać pod wpływem chwil, w których nasze serca, nasze najsilniejsze uczucia zostają bezlitośnie zmiażdżone głazem rzeczywistości. Rzeczywistości, która potrafi być nader ciężka. Brakuje mi ostatnimi czasy głębokiego oddechu i nadziei, którą spożytkowałam na wiarę w to, że ją mam. Jestem słaba, porywa mnie byle wietrzyk, byle podmuch przedostaje się do wnętrza mojego ciała, wysusza ze mnie krew - moja dusza staje się wrakiem, a niegdyś słodkie Twoje słowa, dzisiaj mają przesadnie cierpki smak. Trwam w jakimś psychopatycznym letargu, rzucam się myślami, staram się otworzyć szeroko oczy, wstać, uszczypnąć i przekonać o tym, że to był tylko zły sen. Ale to nie tak, jest na opak, mój kolorowy, pełen bezpodstawnej euforii świat przewrócił się do góry nogami, zwyczajnie zniknął pod kocem uszytym z niemożliwej tęsknoty, poplamionym tu i tam krwią z pozagryzanych warg. I ten pokój. Dotąd był azylem, oazą spokoju, miejscem wytchnienia, kryjówką przed światem i Tobą, zwłaszcza Tobą. Dziś widzę Cię wszędzie. Tempo wpatruję się w ściany, w sufit, w okno. Na ścianie siedzisz z tą swoją wdzięczną miną, rzucając we mnie uśmiechami, z wzrokiem pełnym bezinteresownej, delikatnej miłości. Na suficie spacerujemy razem ciemnymi ulicami, donikąd, trzymasz mnie za rękę, prawie nigdy jej nie puszczasz. A za oknem prowadzimy dialogi o przyszłości, która trwa teraz, która dzisiaj nie ma żadnego znaczenia, na przestrzeni czasu podupadła na wartości, nie sądzisz? 
Wariuję, szaleję, tracę realny kontakt z przestrzenią rozlegającą się wokół mnie. Pamiętam, jak ktoś kiedyś powiedział, że "czas leczy rany" - uwierzyłam. Dzisiaj, kiedy upłynęło tak wiele dni, słowa te są dla mnie morałem nieudanej bajki, mającej na celu mydlenie nam oczu, bo tak łatwiej.